Timo Friedrich (Wotan Wilke Mohring) ma wyrzuty sumienia, którymi obdzieliłby kilkunastu bohaterów europejskiego arthouse'u. Timo jest pedofilem. Dawno temu widział, jak jego przyjaciel, Peer (Ulrich Thomsen), morduje dziewczynkę i porzuca jej zwłoki na polu pszenicy. Był to finał lekcji o tym, by nie pętać bestii, ale wypuszczać ją z klatki, by nie dusić w sobie emocji, tylko je uzewnętrzniać, by nie wstydzić się swoich pragnień, lecz dawać im upust. Timo nie zrozumiał. Założył rodzinę, zapieczętował mroczne instynkty i przez lata spychał wspomnienie mordowanego dziecka w głębokie zakamarki pamięci. Do chwili, gdy po dwóch dekadach bliźniaczy mord otworzył zasklepioną ranę. Ponury film Barana bo Odara czerpie narracyjną energię z motywu nagłego zderzenia Tima z jego przeszłością. Przybiera ona, oczywiście, postać Peera.
Wbrew temu, co mogliśmy wyczytać z internetowych kampanii reklamowych utworu, na żadne pytanie nie odpowiada tu "mordercza cisza", a sam film nie jest mrożącym krew w żyłach oraz ścinającym białko thrillerem. Bliżej mu do eleganckiego kryminału, w którym równie wiele uwagi poświęca się rozwijaniu wielopoziomowej intrygi, co kreśleniu wyrazistego portretu społeczności uwikłanej w krwawe wydarzenia. Czasem ekranowym dzieli się tu kilkanaście postaci, których problemom reżyser przygląda się okiem dziennikarza śledczego: nie każe widzowi nikomu współczuć, nie lamentuje nad upadkiem cywilizacji, ale zależy mu na wiarygodnym, psychologicznym rysunku postaci (chybione są tym samym porównania jego filmu do utworów Hanekego, w których to, co uwarunkowane psychologicznie, nie jest zazwyczaj obiektem zainteresowania kamery). Ramą tej ciekawej konwencji jest u Odara estetyczny paradoks: choć utwór jest fabularnie zadłużony w dreszczowcu (w uporządkowanym życiu bohaterów pojawia się ludzki "potwór"), większość akcji rozgrywa się za dnia, w pełnym słońcu, zaś nasycenie kolorów przywodzi na myśl poetykę telenoweli. Tworzy to ciekawą, lekko oniryczną atmosferę, otulającą widza równie szczelnie co aura mrocznych, deszczowych opowieści à 'la Hollywood.
Sam problem pedofilii reżyser traktuje po macoszemu i ustawia go w funkcji fabularnego zapalnika – bohaterowie skontrastowani są według publicystyczno-tabloidowego wzorca: przykładny mąż, pan w pulowerze, walczący z własną obsesją kontra demon na emeryturze i z całą zbrodniczą filozofią na podorędziu. Niewiele tego na antropologiczny traktat, wystarczająco dużo na przyzwoity kryminał.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu